Christine Feret-Fleury - Dziewczyna, która czytała w metrze

Christine Feret-Fleury - Dziewczyna, która czytała w metrze


INFORMACJE OGÓLNE

Autor: Christine Feret-Fleury

Tytuł: Dziewczyna, która czytała w metrze

Liczba stron: 187

Wydawnictwo: Książnica

Kategoria: Lit. piękna

Tłumaczenie: Krystyna Szeżyńska-Maćkowiak

ISBN: 978-83-245-8302-7

OPIS

Co może zaobserwować ktoś, kto dzień w dzień wsiada do tego samego metra, o tej samej godzinie i widzi w środku ciągle te same osoby? Czy można dzięki temu wywnioskować kim są współpasażerowie? Dokąd zmierzają, czego pragną?

Czy książki, które czyta się w miejscach publicznych mogą nam powiedzieć o tym jaką osobą jest dany człowiek? Juliette była właśnie taką osobą, która obserwowała. Dopowiadała sobie historię życia ludzi, których napotykała w metrze i być może nic by się nie zmieniło, gdyby pewnego dnia, nie wysiadła dwa przystanki wcześniej.

Jakie to pociągnęło za sobą konsekwencje? Czy coś w codziennej rutynie kobiety się zmieniło, czy może dzień później wróciła do szarej codzienności? To, co przydarzyło jej się wtedy po drodze do pracy odmieniło jej życie o sto osiemdziesiąt stopni.

MOJE WRAŻENIA

Czego można spodziewać się po książce o takim tytule? Dziewczyny, która czytając w metrze zatapia się w innym świecie? Poznaje kogoś kto jest zainteresowany, co czyta? Zapomina wysiąść z metra? Cóż... nie odbiega to za bardzo od prawdy. 

Juliette wsiada do metra, codziennie o tej samej porze, by dostać się do swojej pracy w agencji nieruchomości. Podczas tej podróży lubi przyglądać się innym pasażerom, którzy czytają przeróżne książki. Na tej podstawie próbuje domyślić się jakimi osobami są współpasażerowie. O czym myślą, czy książka im się podoba, jakie są ich refleksje podczas czytania lektury.

Wszystko się zmienia, kiedy dziewczyna postanawia wysiąść dwie stacje wcześniej i resztę drogi przejść na pieszo. Nie ma pojęcia, że wybierając nieznaną jej dotąd ulicę, zmieni swój los praktycznie o sto osiemdziesiąt stopni.

Muszę przyznać, że książka "Dziewczyna, która czytała w metrze", którą napisała Christine Feret-Fleury, była dosyć dziwna. Pierwsze, co mnie uderzyło to rozciągające się w nieskończoność zdania. Opisy, które dzielone były przecinkami, by po sześciu linijkach zakończyć się upragnioną kropką. Fabuła również wydawała mi się być, co najmniej jakby nie z tej epoki. 

"Czuła, że jej myśli się rozpierzchają, przypuszczała jednak, że czas mija, że musi już iść, opuścić tę ulicę i jak najszybciej znaleźć się w oświetlonym neonowymi lampami biurze na zapleczu agencji, wśród zapachu teczek "dóbr" i teczek "klientów", przy niekończącej się gadaninie Chloe i kaszlu pana Bernarda, mokrym albo suchym, zależnie od pory roku, przyjąć po raz czwarty emerytów, którzy nie mogli wybrać między domkiem w Milly-la-Foret a dwupokojowym mieszkaniem przy porte d'Italie."

Dialogi, które główna bohaterka prowadziła z tajemniczym mężczyzną nie opuszczającym swojego domu, były nijakie. Cała ta książka była nijaka, a jedyne co zachęcało mnie do kontynuowania czytania tej książki, to nadzieja, że może coś się zmieni.

Niestety nic takiego się nie wydarzyło. Kobieta wysiada dwie stacje wcześniej, wchodzi do nieznanej sobie ulicy, tam widzi dom, do którego się zbliża. W następnej chwili zostaje zaprowadzona przez małą dziewczynkę do mężczyzny, który siedzi pomiędzy zakurzonymi stosami książek i mówi jej, że zostanie jego łączniczką.

Miałam jedno wielkie WTF. Miałam nadzieję, że książka "Dziewczyna, która czytała w metrze", którą napisała Christine Feret-Fleury jakoś się rozwinie, fabuła nabierze tempa i na prawdę trzeba przyznać, że pomysł na historię był całkiem niezły, tylko jego wykonanie, kolokwialnie mówiąc, do dupy.

Mężczyzna z domu był dziwny, główna bohaterka była dziwna, cały ten świat był dziwny. Im więcej czasu Juliette spędzała z Solimanem (bo tak miał na imię ów mężczyzna) tym bardziej wycofana się robiła. Dokonywała bardzo ryzykownych decyzji, a i osoby z jej otoczenia robiły rzeczy nad podziw ekstremalne. 

"Miałam wrażenie, że ta książka popiera moją decyzję. A właściwie, że mnie do tego nakłania. Popycha. Tobie może się to wydawać normalne, ale dla mnie..."

To wszystko działo się wokół książek. To one odgrywały tu główną rolę, jako przedmiot, który się szanuje, który ma wielką moc dodawania odwagi, otuchy. Który koi, goi rany i pociesza... Książki, które Juliette z czasem, za namową Solimana, zaczęła zostawiać w publicznych miejscach, dla osób, które będą ich potrzebować.

Niczym talizman, chroniący innych przed złem tego świata. A w tym chaosie oni. Juliette i Soliman, którzy mieli jakąś nieokreśloną fazę na punkcie książek. Traktowali je niemalże jak Gollum pierścień.

Nawet gdybym bardzo się starała, nie mogłam zrozumieć przesłania tej książki, a jedyne co mi się ciśnie na usta to już niejednokrotnie napisane tutaj słowo, że była ona dziwna. "Dziewczyna, która czytała w metrze", którą napisała Christine Feret-Fleury to pozycja przy której się nudziłam i z całego serca pragnęłam, by w końcu zaczęło się coś dziać. 

Niestety nic po za straconym czasem nie zyskałam dlatego jeśli macie chociaż odrobinę podobny gust do mojego, to po prostu dajcie sobie spokój z tą książką.

OKŁADKA

Na grafice widać kobietę, której grzywka jest tak prosta jakby ktoś przycinał ją pod linijką. Widać jej ciemne oczy, natomiast usta zakryte są za otwartą książką, którą trzyma w dłoniach.

Można uznać, że się uśmiecha, gdyż jej brwi są uniesione w górę co daje poczucie, że kobieta na zdjęciu jest szczęśliwa. Tło jest ciemno-niebieskie, przypruszone jakby maleńkimi gwiazdkami, może śniegiem...

Okładka nie jest brzydka. Oceniając książkę właśnie po niej, spodziewałam się czegoś ciekawszego. Tytuł tej książki, co zabawne, znajduje się na pozycji widniejącej na ilustracji. Kobieta ma ubrane zieloną bluzkę, co fajnie komponuje się z całością okładki.

MOJA OCENA

Fabuła: 3,5/5

Bohaterowie: 3/5

Język: 2,5/5

Zakończenie: 2/5

Wrażenia wizualne: 3/5

*Ocena ogólna: Daj sobie spokój

*ocena ogólna jest oceną SUBIEKTYWNĄ a nie średnią arytmetyczną

You Might Also Like

4 Comments

  1. Szkoda, że język nie był lepszy :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś tak wszystko wydawało mi się być naciągane ;/ i sztuczne, wymuszone

      Usuń
  2. Wsiąść do metra i spotykać wciąż te same osoby? Akurat! Już to jest nierealne - wiem co mówię, bo raz jechałam z tak ładnym blondynem, że chętnie spotkałabym go drugi raz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet jeśli wsiadasz cały czas o tej samej godzinie, do tej samej linii? Pytam, bo w sumie nie wiem. Nie ma u mnie takich rarytasów :D napsiz na Spottet: Warszawa może się typ odezwie :D

      Usuń

Jest mi niezmiernie miło, że poświęciłeś swój czas i przeczytałeś mój wpis. Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz, za każdą radę i krytykę. Mam nadzieję, że jeszcze do mnie zawitasz czytelniku!