Na początku płakałam. Później wiedziałam, że wcale nie będzie lepiej.
fot. Netflix |
Pamiętam, że kiedy miałam może osiem lat, mój tata, brat oraz ja, choćby skały srały, o godzinie mniej więcej 17:00 wracaliśmy do domu, by na kanale RTL7 obejrzeć Dragon Ball. Mangę mojego dzieciństwa, z której wyniosłam więcej niż z niejednej książki i programu naukowego. Ostatni odcinek złamał mi serce. Wyrwał je z piersi, spojrzał na nie z pogardą, po czym rzucił w błoto i zdeptał.
Kiedy to piszę, jestem świeżo po niemalże powrocie do przeszłości. A może i gorzej. Arcane to jedna z tych produkcji filmowych, które niszczą mnie od środka, a ja mimo wszystko oglądam dalej. To taki sort, który wyciąga z Ciebie najgorsze pomyje, miesza je z wymiocinami, całym gównem, a potem opakowane w brokatowy papier oddaje z powrotem mówiąc - "Proszę, oto prezent dla ciebie." A Ty, wiedząc, co może być w środku, szeroko i szczerze się uśmiechasz, odpowiadając -"Dziękuję! Nie mogę się doczekać, aż to otworzę!"
I otwierałam to gówno dziewięć razy, z czego już przy drugim rozpakowaniu przeklinałam twórców i każdego kto w ogóle wpadł na pomysł produkcji tego animowanego filmu. Oglądanie tego serialu było jak odkrycie przez czterolatkę, że Mikołaj nie istnieje, a prezenty kupują jej rodzice. Niby przyjemnie, bo są prezenty, ale jednak czuje się tą utraconą dziecięcą magię, że to jednak nie gruby, siwobrody pan, wpychający swe dupsko przez komin, a osoby najbliższe Twojemu sercu. I że to właśnie oni robili z Ciebie debila roku, byś wierzył w pana w czerwonym kubraczku, bo to przecież takie słodkie.
Z odcinka na odcinek autentycznie bałam się kolejnego. Odciągałam moment, by nacisnąć "Play", ale równocześnie, coś w mojej głowie krzyczało - "Oglądaj!!! Przecież nic złego się nie stanie!"
Gwoli wyjaśnienia dla tych, co to nie wiedzą, czym jest całe to "Arcane". Jest to serial, który możecie oglądać na Netflixie, inspirowany jedną z popularniejszych gier e-sportowych jaką jest League Of Legends (w skrócie LoL). Twórcą tej gry jest studio Riot Games i w moim mniemaniu taki Blizzard powoli może mu co najwyżej tyłek podetrzeć (o ile na to zasłuży, bo i gówno Riota jest na wagę złota).
Nigdy nie byłam fanką LoL'a. Nie rozumiałam jak można jarać się piątką postaci biegnącą na drugą stronę mapy, by obić mordy przeciwnej pięcioosobowej drużynie. Ba! Ja nawet nie wiedziałam, że o to właśnie chodziło! By zdobyć przeciwną stronę, a co dopiero mówić o lore gry.
Wszystko powoli zaczęło się zmieniać z chwilą, kiedy na You Tubie odnalazłam cut scenki, tak odmienne od tego, co widzi się w grze. Graficznie może to konkurować z większością filmów animowanych od Disneya. Napiszę więcej! Na tych krótkich scenkach, niejeden dzieciak dowiedziałby się, że życie wcale nie jest łatwe i w razie potrzeby nie zjawi się rycerz na białym koniu. Trzeba samemu o siebie zadbać.
Na początku płakałam. Później wiedziałam że wcale nie będzie lepiej.
źródło: https://www.tumbral.com/tag/VI%20GIF |
2 Comments
Serialowa recenzja 💙 wymiękłam po pierwszym odcinku, bo...grafika była cudowna,ale już w połowie byłam zmęczona tym światem. Może dalej byłoby lepiej? A może właśnie gorzej? Lubię mieć ulubiona postać, ale już GoT nauczyła mnie, że to bez sensu. Boję się, że tu mogłoby być tak samo. Rozumieć motywy to nie to samo co lubić. Lubienie nie musi oznaczać akceptacji. Z jednej strony ciekawi mnie dalszy ciąg, a z drugiej odpycha. Ale może tak właśnie skonstruowany jest świat LoL'a? Może nie da się wybrać strony, bo to ciągle odcienie szarości?
OdpowiedzUsuńJak zwykle w punkt! Ja się czuje jakby w Arcane nie było złych postaci, tylko takie które się pogubiły. Pozamiatała mnie ta seria doszczętnie i teraz jak tylko widzę jakiś art ze świata Arcane to automatycznie łzy napływają mi do oczu i nie jestem w stanie tego zatrzymać, bo moja głowa dobudowuje sobie sama kontynuacje, którą by chciała i którą wie, że będzie a nie jest taka, jaką sobie wymarzyłam.
UsuńJest mi niezmiernie miło, że poświęciłeś swój czas i przeczytałeś mój wpis. Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz, za każdą radę i krytykę. Mam nadzieję, że jeszcze do mnie zawitasz czytelniku!