Jacek Komuda - Jaksa


Autor: Jacek Komuda 
Tytuł: Jaksa 
Liczba stron: 396 
Wydawnictwo: Fabryka Słów 
Kategoria: Fantasy 

Wyrażając zainteresowanie „Jaksą”, już na samym początku zostałam ostrzeżona przed dosyć brutalnymi scenami zawartymi w książce. Jako, że jeszcze nic nie pobiło tego, co czytałam w „Rzeczpostapokaliptycznej Polsce” i na dodatek podobało mi się to, to tym bardziej chciałam sięgnąć po tę pozycję. 
Czy swoją brutalnością pobiła to ośmiuset stronicowe tomiszcze? Czym zachwyciła mnie „Jaksa”, a czym nie? 
Czytając opinie innych na temat tej książki, byłam lekko zdziwiona. Zaczęłam się zastanawiać czy to ja jestem nieczuła, czy pozostali są zbyt wrażliwi. Chodzi mi tutaj o domniemaną brutalność w pozycji. O ile jeden z opisów faktycznie był mocny o tyle reszta zaliczała się w mojej ocenie do względnie dobrych. 

„Oglądała, jak smerdowie odrąbywali dworskim ręce i nogi. Jak pruli brzuchy, szukając ukrytych w kiszkach denarów i klejnotów. Jak małe dzieci przybijali drewnianymi kołami do ziemi, a niemowlęta łapali za nogi, roztrzaskując głowy o rogi chałup. Jak rozcinali kneziowi usta od ucha do ucha, krzycząc: „Sława, sława bogom”. Jak pana Gosława z Ciknicy wziętego w dwa koryta rżnęli piłą wpół. Jak… jak… Brakło słów na wymienienie tych wszystkich męczarni” 

Długo zastanawiałam się jak zabrać się do tej recenzji, ale stwierdziłam, że najlepiej by napisać to jak naprawdę poczułam się po przeczytaniu tej książki. Zatem jak? Przede wszystkim musiałam trochę poszperać i dowiedzieć się w jakim gatunku literackim autor obraca się na co dzień, jakiego typu książkami są jego własne. Okazuje się, że według Wikipedii Jacek Komuda jest autorem powieści i opowiadań historycznych osadzonych głównie w realiach Polski sarmackiej. Może dlatego właśnie dosyć opornie czytało mi się tę pozycję, a znam również osoby, które nie dały rady przeczytać jej do końca. Odbiegnięcie od gatunku, w którym się siedzi spory kawałek czasu i pójście w całkiem nowe rewiry, może być dla niektórych nie lada wyczynem i jednocześnie testem na to, czy pomimo zmiany twórczość nadal jest dobra. 
Czy to sprawia, że książka jest zła, niegodna uwagi i polecenia? Według mnie nie, gdyż każdy ma własny gust i twórczość Jacka Komudy może spodobać się osobom, które lubią takie powieści. 
Wracając jednak do mnie samej i moich przemyśleń na temat „Jaksy”. Początek powieści był ciekawy i dynamiczny. Spory kawałek czasu główną fabułą była matka i jej maleńki syn, którzy uciekają przed Hungrami. Najeźdźcami, których najwyższego kagana na Rabym Polu zabił mąż i ojciec dziecka. Brzmi dziwnie i niezrozumiale? Jeśli tak to już wiecie dlaczego ciężko jest mi opowiadać o tej książce. 
Okazuje się, że tym malcem był właśnie tytułowy Jaksa i można przypuszczać, że historia będzie toczyć się wokół niego, jednak nie koniecznie. 
Jak już wspomniałam, na początku byliśmy świadkami ciągłej ucieczki kobiety i Jaksy przed ludźmi, którzy w przypływie zemsty chcieli ich zabić. Co może wydawać się dosyć makabryczne, Hungrzy nigdy nie gubili tropu, a to za sprawą tego, że posiadali… głowę ojca Jaksy, która nie wiedzieć skąd zawsze wiedziała dokąd zmierza jego rodzina. 
Wszystko zaczęło się komplikować gdy najeźdźcy dopali dwójkę i pozbywając się matki, syna zabrali by przyprowadzić go przed oblicze Tooruła, który z ogromną radością pozbawiłby chłopca życia. 
Łut szczęścia sprawia, że Jaksa będąc w jednym z obozów hungarskich, zostaje oddany pod opiekę dwójki dzieci. Chłopca oraz dziewczynki, dzieci niejakiego Bulcsu, który po bliższym poznaniu widać, że miłował swojego syna nad życie, zaś córkę miał za nic. 
Mężczyzna zezwala swoim dzieciom na „zabawę” z Jaksą podczas której dziewczynka w przypływie współczucia uwalnia chłopca, by odpoczął. Kiedy rysuje na ziemi coś potrzebnego do ich zabawy, Jaksa niespostrzeżenie wymyka się i ucieka. 
Tutaj w zasadzie historia chłopca urywa się na wiele stron i dopiero pod koniec główny bohater powraca jako dorosły mężczyzna, który szuka zemsty za wyrządzone mu krzywdy. 
Chciałabym napisać coś więcej, jednak nie jestem w stanie. Przyznaję, że czytałam i połowy nie rozumiałam, jakbym sięgnęła po książkę w innym języku. 
Było pełno postaci, z bardzo trudnymi imionami, postaci tych non stop przybywało, dialogów było mało, a opisy zazwyczaj mnie męczą i sprawiają, że nie potrafię wczuć się w klimat książki. Zaczynam tracić wątek, aż przy końcu czytam, ale nie wiem co. 
W tym przypadku o ile początek bardzo mnie interesował, rozwinięcie nie miało dla mnie żadnego sensu. Zakończenie zaś było dosyć zaskakujące i odnoszące się do tego co czytałam wcześniej. 
Właśnie ze względu na intrygujące rozpoczęcie i ciekawe zakończenie, nie mogę uznać „Jaksy” za złą książkę. Nie była ona też dobra, ale przecięta, chociaż miejscami bardzo męcząca. Nie czytałam jej szybko z uwagi na chęć poprawnego przeczytania wszystkich nazw w wyniku czego cały czas byłam zdezorientowana, a fabuła przelatywała mi między palcami i nie za bardzo wiedziałam jaka ona w ogóle jest. Do tego mała ilość dialogów, postacie pojawiające się nagle, których wątki ciągnęły się kilkanaście stron, a potem kolejne nowe postacie i kolejne nowe wątki sprawiły, że niesamowicie cieszyłam się, że mam tę książkę za sobą. 
Ogólnie zrozumiałam, że można uznać „Jaksę” jako fantastyczny debiut Komudy, dlatego przymykam oko na dobór słownictwa występującego w tej pozycji. Nigdy nie czytałam książek typowo historycznych, bazujących na historii i wszystkie te dawne określenia są mi mało znane, stąd problemy jakie miałam podczas czytania lektury. Możecie stwierdzić, że przecież w każdej prawilnej książce fantastycznej taki język występuje. Cóż widocznie czytam fantastykę lekką, gdzie jednorożce machają skrzydełkami, a małe dzieci nie mogą doczekać się kiedy pójdą do szkoły wywijać swoimi różdżkami. 
Dużym plusem jest obecność słowniczka znajdującego się na samym końcu książki. Dzięki niemu możemy dowiedzieć się co oznacza na przykład „Auł”, który występował nader często w „Jaksie”, albo „Kneź”. Tyle tylko, że jedno przeczytanie definicji w moim przypadku nie sprawiło, że do końca lektury pamiętałam co oznaczało, czyli… wracamy do punktu wyjścia. 
Podsumowując książka z pewnością spodoba się osobom, dla których język jakim posługuje się autor nie sprawi żadnego kłopotu. To właśnie on może zniechęcić do sięgnięcia po „Jaksę”, a miłośników wręcz odwrotnie, zacznie przyciągać jak magnes. Zakończenie jest dosyć zaskakujące. Miałam pewne przypuszczenia odnośnie jednego wątku, miałam nadzieję, że będzie on miał swoje konsekwencje w późniejszym terminie i moje przypuszczenia się sprawdziły, chociaż zostały przez autora pokazane w jeszcze bardziej ciekawy i nieprzewidywalny sposób. 
Pośród wielu pozytywnych opinii moja będzie pewnie „taka sobie”, ale wolę być szczera i napisać to co sama czułam po przeczytaniu tej książki, niż udawać, że była idealna i niesamowicie ciekawa. 

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuje wydawnictwu Fabryka Słów

Moja ocena: Nie polecam, nie odradzam 
Książka bierze udział w wyzwaniu: 

You Might Also Like

2 Comments

  1. Już pomijając mój ambiwalentny stosunek do fantastyki, przez wymienione przez Ciebie czynniki spowalniające akcje i wymagające wzmożonej uwagi raczej bym nie sięgnęła po ten tytuł. A tak na marginesie- okładka strasznie mnie przeraża:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dodatku twarda okładka :P no ja też sięgnęłam raz :D i raczej już po Jakse nie sięgnę.

      Usuń

Jest mi niezmiernie miło, że poświęciłeś swój czas i przeczytałeś mój wpis. Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz, za każdą radę i krytykę. Mam nadzieję, że jeszcze do mnie zawitasz czytelniku!