Nicky Pellegrino - Weneckie lato


Autor: Nicky Pellegrino
Tytuł: Weneckie lato
Liczba stron: 422
Tłumaczenie: Magda Witkowska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Kategoria: Lit. współczesna

Czy zdarzyło się Wam kiedyś zamarzyć o innym życiu? Być w skórze obcej osoby, żyć jej życiem, wyjechać i zostawić wszystko za sobą, by zacząć wszystko od nowa z nową, czystą kartką?
Czy może Wasze życie jest na tyle dobre, by nie mieć potrzeby zmiany go na lepsze, bardziej dogodne? Możecie poszczycić się tym, że macie wymarzoną pracę, kochającą rodzinę, dach nad głową?
Nasza główna bohaterka  Addolorata Martinelli, w skrócie po prostu Dolly, należy do tych drugich, którym według mnie nic więcej do szczęścia nie jest potrzebne, ale czy aby na pewno?
Zapewne większość z Was wie, że aby żyć na własny rachunek trzeba mieć dobrą pracę, ta zaś pochłania większą część naszej egzystencji. Mogłabym nawet pokusić się o stwierdzenie, że żyjemy po to by pracować i pracujemy po to by żyć. 
Troszkę podobnie jest w życiu Dolly, która większą część czasu spędza we własnej restauracji, aniżeli z rodziną. Jest tak zaangażowana w to co robi, że kiedy na łamach gazety pojawia się opinia na temat jej restauracji, wydana przez sławnego krytyka i nie należy ona do opinii pozytywnych, kobieta załamuje się. Zaczynają pojawiać się kłótnie w domu - o ile w ogóle Dolly ma tam czas zajrzeć, ponadto jej mąż ma problemy z plecami, więc zarówno on jak i ona chodzą podrażnieni i wypływa z ich ust na tyle dużo jadu, by postanowili od siebie odpocząć.
W tym momencie do akcji wkracza siostra Dolly, która kupiła podwójny bilet do Wenecji. Dla siostry i jej córki Katii. Oczywiście bohaterowie muszą mieć włożone kija w dupę, bo zarówno córka jak i jej ojciec zaczynają strzelać większe fochy niż kobieta podczas okresu. Katia nie chce wyjechać na dwa tygodnie do Wenecji, twierdząc, że ma wycieczkę klasową, a to jakieś przedstawienie, a to urodziny koleżanki... i że nie może żadnego z tych wydarzeń opuścić. Zatem kobieta jedzie sama.
Większa cześć książki opowiada właśnie o tym, co na miejscu czekało Dolly. Co robiła, gdzie się zatrzymała,a przede wszystkim... co jadła.
Ja wszystko rozumiem... szefowa kuchni, obsesja na punkcie swojej restauracji, ale żeby non stop pieprzyć o tym co się miało na talerzu, jakie ma się pomysły na nowe dania czy jakie produkty spożywcze mijało się podczas zwiedzania Wenecji? No bez jaj!
Cała akcja kręciła się wokół tego, co było na talerzu. Każda strona poświęcona było napełnianiu brzucha i dromaderowaniu po Weneckich uliczkach, włączając w to ich nazwy i opisy. To tak, jakbym ktoś napisał taką książkę, a punktem wycieczki miałaby być Warszawa. No to jazda! W restauracji, na ulicy takiej i śmakiej jadło się to, tamto i sramto. Na tamtej ulicy był hotel, a kilka uliczek dalej, które nazywały się tak i owak, było to i tamto. Ja pier*** chciałoby się napisać. Kogo na Boga obchodzi tyle, według mnie, bezsensownych informacji?
Fabuła nie była zła. Miała w sobie coś z obyczaju, spokoju i odreagowania. Były ciekawe wątki, ale jak zbliżała się pora obiadowa to mnie szlag jasny trafiał. Ponadto niesamowicie działał mi na nerwy mąż Dolly. Czego kobieta nie powiedziała to było źle. Wieczny, nieustający foch, zaś jej córka jakaś rozkapryszona. Ja rozumiem... nastolatka... ale taką to bym zamordowała. Jednym słowem kij w dupie osadzony bardzo głęboko.
Myślałam oczywiście, że już nic więcej mnie wkurzyć nie mogło, ale główna bohaterka musiała dorzucić do pieca. Zrobiła coś z czym ja osobiście nie mogłabym żyć. Sumiennie by mnie zabiło, no ale cóż...
Ta cała podróż do Wenecji miała na celu odbudowanie relacji małżeńskich, w zasadzie mogę się tu pokusić o stwierdzenie, że miała na celu uratowanie małżeństwa, które i tak utrzymywało się PRAWIE jedynie z papierku.
Czy Wenecja pomogła odnaleźć Dolly to, czego szukała? Musielibyście przeczytać sami.
Być może gdybym przeczytała tę książkę jeszcze raz, to znalazłabym w niej więcej ciekawych rzeczy, które umknęły mi przy pierwszym spotkaniu. Za bardzo byłam skupiona na tym jedzeniu i weneckich uliczkach, by doszukiwać się innych rzeczy, ale jestem przekonana, że one się tam kryją. Lista rzeczy dających szczęście, prosty przepis na życie... po prostu. Jest w "Weneckim lecie" pewna kobieta, która swoją obecnością ubarwia całą fabułę. Ma swoje za uszami, ale kto nie ma?
Co zatem skusiło mnie by kupić książkę, którą oceniam na dopa? (taki z plusem, ale jednak).
Okładka. Jestem po prostu nią oczarowana. Wgapiałam się w nią jeszcze zanim w ogóle pomyślałam o kupnie książki i jest ona tak cudowna, a ja chyba jestem jakimś zbieraczem okładek, że ciężko będzie mi się z nią rozstać i nie wiem czy to kiedykolwiek uczynię. Ona jest po prostu tak bajeczna, tak bardzo mi się podoba, że z uwagi na samą okładkę, książkę sobie zatrzymam, nawet jeśli jest ledwo mierna.
Jeśli ktoś z Was czytał tę książkę i ma odmienne zdanie od mojego to z chęcią przeczytam Wasze recenzje. Może dzięki Wam zmienię zdanie na temat tej książki? Zagłębię się w nią ponownie i postaram się odkryć jej drugie dno, którego tym razem nie dostrzegłam.

Moja ocena: Dopuszczający
Książka bierze udział w wyzwaniach:
1. Przeczytam tyle ile mam wzrostu 2,6 cm

You Might Also Like

4 Comments

  1. Nie bardzo kusząco prezentuje się ta powieść :( wątpię czy po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja mówię, mnie przyciągnęła (nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz) okładka.

      Usuń
  2. Amerykańsko wyglądasz na tym zdjęciu!

    Co do książki, to jednak nie moje klimaty, zwłaszcza, że jeszcze średnio dobrze ją oceniłaś... Nie lubię zbędnych szczegółów - czasem, co prawda, budują atmosferę powieści, ale zazwyczaj niestety działają na jej niekorzyść, chyba tak było w tym przypadku.

    LeonZabookowiec.blogpsot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. To dla mnie duży komplement, zważywszy, że chciałabym kiedyś postawić nogę na amerykańskiej ziemi :) No mi nie przypadła akurat... czułam, że za bardzo naciapane jest tam nazw, które nie są często powtarzane. Gdyby były używane dosyć często, to nabrałyby ważnego znaczenia... można by było je bardziej rozbudować, zaś tutaj poczułam się troszkę jakbym czytała przewodnik po Wenecki. Co zabawne ludzie na Lubimy Czytać dosyć pozytywnie ocenili tę książkę więc może to ze mną jest coś nie tak? :)

      Usuń

Jest mi niezmiernie miło, że poświęciłeś swój czas i przeczytałeś mój wpis. Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz, za każdą radę i krytykę. Mam nadzieję, że jeszcze do mnie zawitasz czytelniku!